Kolejnego, ostatniego dnia wycieczki wszyscy się udali na stateczek - Maid of the Mist. Pani przewodnik twierdziła, że to jedyna okazja w życiu, że trzeba iść - a my, że już chyba tą szansę wykorzystałyśmy 4 dni wcześniej :D Tak szybko jak to możliwe odłączyłyśmy się od grupy i łaziłyśmy po okolicy, poszłyśmy na Goat Island, gdzie widziałyśmy prawdziwych Amiszów - mniejszości/wspólnoty, która żyje bez prądu, telewizorów i samochodów, dla której świat się trochę zatrzymał. Więcej do poczytania (nie czuję się fachowcem w tej kwestii): http://www.magazyn.ekumenizm.pl/content/article/20030407095258969.htm
No i wracamy do Nowego Jorku!