Pod wieczór dotarliśmy z powrotem nad Niagarę. Ściemniało się już więc w planie była nowa atrakcja, której nie zaliczyłyśmy na poprzedniej wycieczce - Cave of the Wind - Jaskinia Wiatrów. Pooolecam! Dwie najlepsze rzeczy razem z Maid of the Mist aczkolwiek jaskinia to większy wyczyn, gdyż dostaje się sandałki antypoślizgowe, pelerynkę i można powspinać się po drewnianych schodach pod ten najmniejszy wodospad po stronie amerykańskiej - Bridal Veil Falls. Woda się lała z ogromną siłą z góry a ludzie wychodzi stamtąd mokrzy - niezły fun :) Najlepsze miny są osób, które idą w tamtą stronę takim korytarzem, nie wiedzą co je czeka i widzą osoby wracające, które są całe mokre...
Pani przewodnik psuła całą zabawę, bała się, że ktoś jej zginie, łaziła za ludźmi jak cień, żeby wsiadali do autokaru - za mną poszła do toalety, żebym przypadkiem nie poszła w lewo a nie w prawo;/ tragedia te wycieczki z china town;/ Tyle, że ludzi fajnych można poznać - gadałyśmy z Węgrami, a ja po hiszpańsku z Kolumbijczykami, którzy wybrali się na wycieczkę nie znając słowa po angielsku - do tego stopnia, że tłumaczyłam im z ang na hiszp o której jest zbiórka ;p
Hotel i duże łóżka jak zwykle nas nie zawiodły :)