Tak jak wcześniej wspominałam wycieczek nie był koniec. Tym razem wybrałyśmy się najpierw na południe od Nowego Jorku - do Filadelfii i Waszyngtonu, a potem kierunek Niagara. Jak byłyśmy na campie zarezerwowałyśmy sobie taką zorganizowaną 3 - dniową wycieczkę. Na początku myślałyśmy żeby to ogarnąć jakoś pociągiem ale one są stosunkowo drogie a samochód w naszym wypadku odpadał. Tak dla orientacji napiszę, że zapłaciłyśmy za nią koło 130 dolarów.
Rano miałyśmy stawić się na China Town na zbiórkę. Miałyśmy miejsce obczajone więc nie było problemu, tym bardziej, że sporo osób stało Niestety nikt nie wiedział co się dzieje, było totalne zamieszanie, pełno pchających się Chińczyków, hinduskich rodzin z dziećmi i zero pilota ani informacji co i jak. Po jakimś czasie w końcu udało nam się dowiedzieć gdzie stoi nasz autokar i do niego wsiąść. Jak wsiadłyśmy do autobusu to nie za bardzo wiedziałyśmy czy mamy się śmiać czy płakać. Przewodniczka Chinka, która mówi łamanym angielskim i z racji tego, że było sporo Chińczyków też po chiiiińsku (o zgrozo!), obok nas Hindusi, którzy jak ledwo wsiedliśmy zaczęli spożywać swoje jakże aromatyczne posiłki i w tle płaczące dzieci :) zapowiadało się wesoło!
Po kilku godzinach jazdy dojechaliśmy do Filadelfii i ku naszemu zdziwieniu - ze względu na wcześniejsze opóźnienie organizatorów mieliśmy jakieś 20 min czasu, żeby przejść się i porobić zdjęcia przy Old City Hall - bardzo ładny budynek, dotknąć Independence Bell i pokręcić się po parku. Zła byłam jak nie wiem, bo miasto wydawało się ładne, fajna architektura a tu dupa zbita ;/ Jechaliśmy dalej do Waszyngtonu...