Kolejny dość intensywny dzień - w planie 3 miejsca. Najpierw postanowiłyśmy wybrać się do Empire State Building i wjechać na 86 piętro aby popodziwiać widoki. Bilet kosztował aż 20 dolców, a to niestety nie był najwyższy punkt widokowy. Na 86 dowiedziałyśmy się, że jeśli zapłacimy kolejnych 17 dolców to dojedziemy na samą górę.
Nowy Jork jest piękny ale widok nas nie powalił przez otaczający smog. Nie było nawet dobrze i wyraźnie widać Manhattanu :( Porównywując ten widok z Bostonem, widok z Prudential Tower wypadł dużo, dużo lepiej, bo miasto było bardziej widać...Cena biletu też wysoka, więc szału nie było aczkolwiek no nie być w Nowym Jorku i nie wjechać tam to chyba byłby grzech :)
Pod Empire umówiłyśmy się z naszym kolegą z campu Turkiem - Kenanem, który w hostelu poznał Koreańczyka i też go przyprowadził:) W planie było zwidzenie i spacer po słynnym Central Parku, który jest przeogromny i można powiedzieć, że jest pewnego rodzaju oazą spokoju dla Nowojorczyków. W Central Parku jest ZOO ale sobie je odpuściliśmy, tym bardziej, że złapał nas deszcz i pogoda się nieco popsuła.
Kolejną rzeczą, która chciałyśmy zobaczyć (bardziej z ciekawości niż z wrażliwości na sztukę) była słynna MoMa - Museum of Modern Art. Wejście darmowe jest w piątki między 16 a 20. Postanowiłyśmy więc dotrzeć na 16 właśnie do Muzeum. Koledzy niestety już nie chcieli z nami iść ;) Byłyśmy z Claudią dość zmęczone, Muzeum jest ogromne (5 pięter albo i więcej) więc postanowiłyśmy wybrać te najciekawsze rzeczy, tym bardziej, że kolejka aby wejść za darmo była ogroooomna (normalnie wstęp kosztował z 20 dolarów). Zostawiłyśmy także po sobie tam ślad - była sala, w której turyści z pomocą pani z markerem pochodzili do ściany, odznaczali swój wzrost i piali imię. Niestety z moim 164 cm się nie wyróżniałam ;)
Zmęczone padłyśmy i wróciłyśmy na GreenPoint :)